Pamiętacie polewę czekoladową gotowaną przez mamy lub babcie? Ale nie taką gładką i gęstą, ale tą skrzypiącą pod zębami od cukru? W moim domu „murzynek” był ciastem, które najczęściej pojawiało się zimą, a już w szczególności w okresie Sylwestra i karnawału. Z bratem prześcigaliśmy się w kolejce do oblizywania łyżki, łopatek miksera i miski po tym cieście 🙂 To taki wypiek, który zazwyczaj znika w dwie godziny po upieczeniu. W jego prostocie i banalności jest coś niezwykłego – dla mnie być może to po prostu sentyment, ale chyba warto czasem wrócić do starych, dobrych czasów i sprawić sobie trochę przyjemności – jak w dzieciństwie, kiedy jeszcze nie liczyliśmy kalorii…
Składniki:
0,5 szklanki wody
2 szklanki cukru
2 łyżki kakao
250 g masła
2 szklanki mąki pszennej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
4 jaja (podzielone na białka i żółtka)

Do 2-litrowego garnka wlać wodę, dodać cukier, kakao i masło, zagotować. Odlać pół szklanki na polewę, a do reszty dodać mąkę, proszek do pieczenia oraz żółtka. Utrzeć na gładką masę i dodać pianę ubitą z białek, delikatnie wymieszać. Ciasto wlać do wysmarowanej masłem i posypanej bułka tartą keksówki (ewentualnie wyłożonej papierem do pieczenia). Piec w temperaturze 180 stopni ok. 50 minut do suchego patyczka.
Gorące ciasto polać polewą.
Smacznego! 🙂
Źródło przepisu to wycinek z gazety o nieznanym tytule – lata 70.